Aktualnie online

· Gości online: 1

· Użytkowników online: 0

· Łącznie użytkowników: 152
· Najnowszy użytkownik: Piotras

Logowanie

Nazwa użytkownika

Hasło



Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się

Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło

Shoutbox

Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

nieswinkaOffline
21-08-2024 00:55
Pewnie że nie. Ja jestem wściekła po prostu. Ludzie od roku co miesiąc zrzucają się by pomóc jednej z nas, a my nic nie wiemy że taka pomoc jest potrzebna. Niepojęte to jest dla mnie.

RychoOffline
21-08-2024 00:52
W innej beczce cierpi się inaczej?

nieswinkaOffline
21-08-2024 00:28
Rycho to grupa znajomych z innej beczki tzn "na Rybkę" czy jakoś tak.

RychoOffline
20-08-2024 22:36
Halooooo. Właśnie się dowiedzieliśmy o stanie zdrowia Andzi. Jesteśmy zdruzgotani i jednocześnie zawiedzeni Właśnie przewertowaliśmy grupę, na FB którą utworzyła Ciotka. To jakaś tajna grupa?

zaciszankaOfflineAdmin
20-08-2024 22:13
Jeszcze działa ..strona Z przymrużeniem oka 545 spamowych kont do wyczyszczenia Z przymrużeniem oka

LeoOffline
09-09-2022 16:43
Lysy ma rację. Forum umarło, tylko nie ma kto go pochować i padlinka zaczyna już brzydko pachnieć cenzura

LysyOffline
04-09-2022 08:18
Cześć Lotnik. Forum umarło. płacz płacz płacz

lotnikOffline
31-08-2022 10:52
Halo halo żyje tu KTO dzień dobry dzień dobry dzień dobry

LeoOffline
30-07-2021 16:52
To wspaniale, że się udało. Gratuluję organizatorom kwiatek

TeodozjaOfflineAdmin
29-07-2021 09:58
Spotkanie się odbyło i było super Uśmiech

LeoOffline
28-07-2021 17:47
Rozumiem, że spotkanie się nie odbyło, bo już kilka dni po imprezie, a na oficjalnej stronie MiDu, cisza. Grobowa cisza Złość nenene

drakaOffline
23-07-2021 15:34
Lotnik, Ty się pakuj i przyjeżdżaj Uśmiech

lotnikOffline
23-07-2021 12:55
Witam Wszystkich serdecznie dawno mnie tutaj nie był Piwo taak dzień dobry dzień dobry dzień dobry

drakaOffline
23-07-2021 09:27
Czekamy, czekamy!

zaciszankaOfflineAdmin
23-07-2021 08:37
Już za chwileczkę, juz za momencik, piątek z MiD zacznie się kręcić Szeroki uśmiech

drakaOffline
16-07-2021 10:28
Jakby co to w wątku imprezowym przybyło informacji

drakaOffline
13-07-2021 08:18
Myśmy już w tym roku testowali namiot - jest o.k., jakby ktoś potrzebował. Ale tak naprawdę to wolnej podłogi u nas dostatek, tylko może w mało zacisznych kątach

AndziaOffline
11-07-2021 14:02
W gotowości, odliczamy dni do spotkania Szeroki uśmiech

zaciszankaOfflineAdmin
08-07-2021 22:21
Pamiętam i odliczam dni! Uśmiech namiot gotowy cieszę się

TeodozjaOfflineAdmin
08-07-2021 12:25
Ja nie zapomniałam i też nie mogę się doczekać Uśmiech

Archiwum shoutboksa

Zobacz temat

Motocykl i Dziewczyna » Wyjazdy i spotkania » Relacje z wypraw
 Drukuj temat
Esti w Rumunii vol 2
Estrella
Znów Rumunia? Tak Szeroki uśmiech ale tym razem ta bliższa i ze zwiedzaniem… tak miało być a jak wyszło przekonajcie się sami Pokazuje język

Czekałam cały rok by ponownie zapakować tobołki na mojego osiołka i wyruszyć w nieznane. Miała być Albania, dwa tygodnie w drodze, zaistniałe sytuacje takie jak niedogadanie urlopów, wypadek Andrzeja czy po prostu brak środków spowodowały że postanowiliśmy wyjechać tylko na tydzień. Na jednym z garażowych grilli padło zasadnicze pytanie to gdzie jedziemy. Propozycji było kilka wybraliśmy Rumunię.

Wyjazd tradycyjnie spod Maka w Jankach. Godzina 10:00. Przyjeżdżam jako druga. Chwile po mnie Ci co przeważnie każą na siebie czekać i to godzinami. O 10:20 są już wszyscy poza Ludwikiem i Samem. Czekamy cierpliwie. Przyjeżdżają, jest 11:20 jeszcze szybka szama i o 11:56 ruszamy. 8 motocykli, 10 osób. Jako że nikomu się nigdzie nie śpieszy to nawet 2h poślizgu nie robi na nas wrażenia i humory nam dopisują. Kierunek przejście graniczne w Barwinku.

Po 220 km pierwsze tankowanie, zaczyna siąpić, to już chyba tradycja że jak wyjeżdżamy pada. Temperatura też nie powala więc postanawiamy się ubrać się w przeciwdeszczówki. Dobry wybór bo na trasie leje. Kolejne tankowanie w Krośnie, zakupy w Carrefourze kupujemy kilka butelek Polskiej wódki by była na rumuńskie wieczory, i postawiamy zacząć szukać noclegu jeszcze po naszej stronie. Jest mokro ale przynajmniej już nie pada. Jeździmy, szukamy, nic nie ma. Kumpel znajduje jakieś pole z dobrym dojazdem, postanawiamy tam pojechać zobaczyć, skręcając w boczną uliczkę ciasnym zakrętem pod górkę koleżanka nie ogarnia i zalicza pierwszego paciaka. Foty nie ma, czyli się nie liczy Z przymrużeniem oka Poletko fajne ale po drugiej stronie są jakieś zabudowania. Pytamy się Pani ze Zboisk koło Dukli czyje to pole i czy możemy się na nim rozbić a ona zaprasza nas do siebie na równiutko przystrzyżony trawnik Uśmiech
Rozbijamy się, wyjmujemy butle i palniki, odpalamy grilla, wyciągamy flaszki. Zapraszamy Panią do siebie, rozmawiamy jest tak jak być powinno. Koło północy pojawia się sąsiad z psem przyłącza się do nas, okazuje się że koleś w garażu ma junaka, część chłopaków idzie go zobaczyć, po powrocie jeszcze chwila plotkowania i o 2 idziemy spać. Poszło więcej alko niż zakladaliśmy.... zapowiada się zmiana tradycji z 1 litra na 2.
Niedziela - budzi nas deszcz. Leje. Śniadanie w namiocie, składanie maneli w przeciwdeszczówkach. Wszystko mokre. Ci co są już gotowi jadą na stację benzynową by czekać na resztę pod dachem i kupić sobie jakąś kawę. Trochę to trwa. Na stacji poznajemy Hiszpana który jedzie na Węgry, rozmawiamy z nim, robimy wspólną fotę. W międzyczasie przyjeżdża reszta ekipy, Ludwik nie ogarnia sprzętu drugi dzień drugi paciak. Znów brak foty.
Do granicy leje, za granicą leje, przejeżdżamy Słowację, na Węgrzech nie pada. Stacja benzynowa tankowanie, wyciągamy kuchenki, robimy zupki, kawę, kanapki jest miło jak zawsze. Dojeżdżamy do granicy z Rumunią w Petea. Wita nas sznur samochodów. Postanawiamy jechać między nimi. Widzimy Wegrów grzecznie czekających w kolejce, machają nam, widząc jak kulturalnie podjeżdżamy do okienek zakładają kaski wsiadają na motocykl i jadą z nami poza kolejką
Rumunia. Kurs złotówki do leja 1 do 1 - lepszy niż w warszawskich kantorach.
Jedziemy dalej w kierunku Transfogarskiej.
LWG
"Sukces to suma wielkiego wysiłku powtarzanego z dnia na dzień" Robert Collier

Work hard in silence let success make the noise
 
taga
chcę więcej więcej!!!! Uśmiech
pozdrawiam,
Taga Uśmiech
Żyj tak, aby twoim znajomym zrobiło się nudno, kiedy umrzesz. by J. Tuwim
 
Estrella
Po przekroczeniu granicy znów czuję rumuński klimat. Jest ciepło lecz nie upalnie. W tym roku krajobraz jest zupełnie inny. Zielony. Żyzny. Kolorowy. W zeszłym roku była susza, wyschnięte wody w rzekach, spalone słońcem trawy.
Godzina 19 zatrzymujemy się pod sklepem. Robimy zakupy i postanawiamy poszukać miejsca na biwak póki jeszcze świeci słońce by zdążyły nam przeschnąć namioty. Rozbijamy się kilkanaście kilometrów dalej na pastwisku. Dojazd utrudniają kałuże z błotem. Po doświadczeniach z Chorwacji nawet nie próbuje przez nie przejeżdżać pozwalając wykazać się bardziej doświadczonym kolegom.
Wieczór mija jak zwykle. Zupki z proszku, kanapki, wspólne zdjęcie. Kiełbasa z grilla. Piwo Ursus. Polska wódka. Whisky. W pewnej chwili pojawia się miejscowy. Okazuje się że to jego pastwisko. Częstuje nas Polinką. My częstujemy go kiełbasą. Woła psy by pochwalić się jak je wytresował. Nie chce wejść w środek naszego obozowiska, zapraszany kilkukrotnie daje się wreszcie namówić, całuje chłopaków po rękach… kobiet nie. Dziwne obyczaje, pierwszy raz się spotykamy z takim zachowaniem w Rumunii. Dogadujemy się na migi, trochę po rumuńsku przez translatora. Miejscowy woła swoją żonę. Przez całe pastwisko idzie nawołując ją. Po jakichś 10 minutach zjawia się i ona. Po 24 idziemy spać.

Kolejny dzień – tym razem udaje się wstać, zjeść śniadanie, spakować, trochę pokropiło przelotnie ale przynajmniej już nie leje. Wyruszamy przed 9. Do Transfogarskiej mamy jakieś 350 km. Niby nie dużo ale już wiemy że dziś jej nie przejedziemy.
Wyjazd jeszcze gorszy niż wjazd bo padało. Kumpel chce ominąć kałuże i zakopuje się. Wyciąganie zapakowanego motocykla stojąc po kostki w błocie - bezcenne. Mój gix gdy wyjeżdża na asfalt wygląda jak rasowe enduro . Spokojnie jedziemy sobie dalej, zatrzymując się na stacjach na tankowanie, na parkingach na jedzenie, przy drodze by się ubrać w przeciwdeszczówki. Na jednym z postoi spotykamy parę Polaków na GSie. Opowiadają nam jak minął im tydzień w Rumunii, o deszczach, porywistym wietrze, nieprzejezdnych drogach. Patrzą się na nasze motocykle z podziwem. Ich czysty, podróżujący tylko po asfalcie. Nasze prawdziwe wyprawowe maszyny. Komizm sytuacji będziemy wspominać jeszcze długo. Jemy pizze w Sebes, robiąc furorę wśród miejscowej społeczności.
Docieramy w okolice Transfogarskiej. Nad górami czarne chmury. Postanawiamy spędzić noc w przydrożnym hotelu, zjeść wykąpać się, wysuszyć śpiwory. Pokoje 2 i 3 osobowe z łazienkami i ręcznikami - cena 70 i 110 leji za pokój. Nie zastanawiamy się – bierzemy. Obiad w restauracji hotelowej 20 leji. Piwo 3,5 leja. Siadamy w altance i spędzamy kolejny miły wieczór w swoim gronie. Ten dzień dla niektórych kończy się przed północą dla innych o 2 w nocy Z przymrużeniem oka

Wtorek. Nad górami jakby się przejaśniło. Przy śniadaniu debatujemy-jechać nie jechać. Nie ukrywam że znając już tą trasę i wiedząc jak mi się w zeszłym roku nią jechało przeraża mnie myśl jechania nią w strugach deszczu. No ale przecież nie przejechałam 1117km by nie pojechać w góry? Jedziemy. Początek jest ok. Czym dalej w las tym widoczność coraz bardziej ograniczają chmury. Nie pada ale jest mocno wilgotno, nic nie widać i temperatura na szczycie spada do 6 stopni. Zatrzymuję się tylko na chwilę by założyć cieplejsze rękawiczki. Nie ma szans na zdjęcia. Znów czuje rozczarowanie, i potrzebę wrócenia tu po raz kolejny. Przejeżdżamy przez tunel. Po drugiej stronie inny świat. Widać słońce. Suchy asfalt. Jazda jest prawdziwą przyjemnością. Samochody trochę spowalniają ale radzimy sobie i z nimi. Prawdziwą zawalidrogą którą ciężko nam wyprzedzić na ciasnych zakrętach jest autokar z wycieczką Polaków. Co uda nam się go wyprzedzić i odjeżdżamy trochę to później on nas dogania gdy robimy postój na zdjęcia. I tak ze 3-4 razy. Na dole Transfogarskiej zatrzymujemy się na obiad. Jest i nasza grupa Polaków. Zdejmuję kask z bananem na ustach. Chłopaki już wiedzą. Znów jeżdżę jak Stefan. Po obiedzie ruszamy dalej. Przez małe wioski, miasteczka. Kolejny cel Transalpina. Zatrzymujemy się pod Lidlem. Zakupy. Podjeżdża jakieś moto parkuje obok nas. Chcemy już odjeżdżać ale jeden z kolegów zauważa że właściciel zostawił, kask, nawigację i kilka innych rzeczy na moto. Postanawiamy chwilę zaczekać i przypilnować mu rzeczy. Poznajemy Janosika. Uśmiech
LWG
"Sukces to suma wielkiego wysiłku powtarzanego z dnia na dzień" Robert Collier

Work hard in silence let success make the noise
 
Ishka
Esti! kontynuuj proszę, Janosik i co dalej?
 
Estrella
Chłopaki zagadują. Coś ustalają i nowy kolega jedzie z nami. Po drodze tankowanie i szukamy miejsca na nocleg. Zatrzymujemy się - jeden kolega jedzie w prawo, drugi w lewo by czegoś poszukać. Wciąż mam nieodpartą ochotę jeździć. Mimo zmęczenia uśmiech nie znika mi z twarzy. Wracają koledzy. Jeden dogadał się że możemy rozbić się na pastwisku kawałek dalej. Dojazd po szutrze, większych i mniejszych luźnych kamieniach, pod górkę. Kawałek dalej to jakieś 2,5 km!!! Szok świetna zabawa dla chłopaków jeżdżących transalpami, ntc czy africami niezła dla posiadaczy fazerów dla mnie walka o przetrwanie Z przymrużeniem oka jadę powtarzając sobie: trzymaj gaz, nie hamuj gwałtownie, jadąc szybciej jest stabilniej i przede wszystkim " nie możesz dać im satysfakcji i się wypierdolić" głupek. Daję radę, dojeżdżam bez gleby. Okazuje się że pastwisko zamknięte na drut. Rozbijamy się 200 m dalej na łące. Wieczór jak zwykle, picie, muzyka, opowieści z wypraw. Janosik cichy i nieśmiały lekko się rozluźnia. Na co dzień mieszka w Norwegii. Pochodzi z Gdańska. Jechał do Albanii ale spodobała mu się Rumunia i postanowił zabawić tu nieco dłużej. Słońce zachodzi nad górami, na jutro zapowiada się ładna bezdeszczowa pogoda. Idziemy spać po 1. Jutro kolejny dzień, kolejne zakręty Transalpina -bardziej wymagająca trasa. Pamiętam że w zeszłym roku ciasne zakręty pod górkę sprawiały mi olbrzymi problem.

Środa. Budzi mnie słońce. Śniadanie, pakowanie i przed 9 wyjeżdżamy na kamienistą drogę. Po płaskim jest spoko, z górki już trochę gorzej. Postanawiam nie ryzykować na ostatnich 500 metrach, tu nachylenie jest znacznie większe a droga idzie zakrętem w prawo a następnie w lewo. Andrzej wraca po mój motocykl, Ludwik po Anki. Jedziemy dalej. Przed Transalpiną korek. W wiosce jakiś targ. Policja kieruje na objazd. Rumuni zdecydowanie sobie nie radzą na wąskiej uliczce jeden chce wyprzedzić drugiego blokują się nawzajem, żaden nie ma jak cofnąć, nie ma jak przejechać motocyklem. Po 15 minutach udaje się jakimś cudem rozładować uliczny węzełek i ruszamy dalej. Kropi. Zakładamy przeciwdeszczówki. Zapowiada się że znów będziemy jechać w deszczu. Są pomysły by nie jechać, część chce, część nie chce, padają propozycje by się podzielić. Zważywszy na fakt że koledze skończyły się klocki z przodu w Fazerze rozsądnie byłoby pojechać bezpieczniejszą trasą - dołem na około. Jednakże on najbardziej optuje za tym by jechać przez góry. Męska decyzja - jedziemy. Pada. Ciasne agrafki w strugach deszczu przy prędkości nie większej niż 45 km na godzinę wcale nie są tym czego bym się spodziewała wyjeżdżając z Polski. Przynajmniej lęk wysokości się nie odzywa bo jedynie co widać to chmury. Na szczycie leje. Chowamy się pod daszkiem chcąc zaczekać na resztę ekipy, motocykle pozostawiamy na drodze wzdłuż barierki. Patrzymy a koleżanki moto oparło się o barierkę. Chłopaki lecą z pomocą. Całe szczęście że w zeszłym roku zainstalowali te zabezpieczenia. Ciekawe... czy asisstance działa też w przypadku gdy moto spadnie w przepaść? co? Reszta dojeżdża. Stoimy jeszcze chwilę. Myśl o zjeździe w dół w strugach deszczu, trasą która w zeszłym roku sprawiła mi tyle problemów mnie przeraża. Nie mówię tego głośno ale serio się boje. Jedziemy. Zatrzymujemy się na zdjęcia. Ustalamy że zjemy w knajpie w której jedliśmy w zeszłym roku. Łączymy stoliki, zamawiamy gulasz, piwo i herbatę. Dociera do mnie że nie wiem czego się bałam. Zakręty które w zeszłym roku sprawiły mi taki problem w tym były czytelne, płynne i sprawiły mi wielką frajdę nawet w deszczu. Do tego stopnia że największy zapierdzielacz z naszej ekipy dla mnie zamulał w zakrętach (może dlatego że jechał nie mając przednich hamulców) Gdybym mogła przejechałabym tą trasę jeszcze raz. Dostajemy zamówione jedzenie. Gulasz wyśmienicie doprawiony, rozgrzewa idealnie. Janosik opowiada o życiu w Norwegii, o cenach motocykli, o tym dlaczego moto trzyma w Polsce. Chłopaki próbują mnie sprzedać za dwie krowy. Oddać w dobre ręce. W zeszłym roku próbowali mnie zeswatać z Albańczykiem wychowanym w Rumunii i mieszkającym od kilku lat w Norwegii tym razem padło na Polaka z paszportem Norweskim, jak nic skandynawia jest mi pisana.Z przymrużeniem oka
Jeszcze kawa. Suszenie garderoby pod suszarką do rąk w damskiej łazience i jedziemy dalej. Kierunek Turda.
Zatrzymujemy się pod sklepem motocyklowym w Alba Lulia. Zamknięte. Czynne od 10 miejscowego czasu. Mamy dwa wyjścia - jechać dalej bliżej Turdy olewając klocki które i tak nie wiadomo czy dostaniemy lub zrobić zakupy, przenocować nad rzeką i rano sprawdzić czy w asortymęcie jednego z nielicznych rumuńskich sklepów motocyklowych są klocki do Fazera. Wybieramy opcję nr dwa i nocleg pod tym samym mostem co w zeszłym roku.
Robimy zakupy w sklepie. Szukamy dogodnej miejscówki na rozbicie namiotów. W tym roku brzeg rzeki wygląda zupełnie inaczej - pełno śmieci, butelek i odchodów. Po drugiej stronie jest znacznie lepiej. Rozbijamy się. Rozpalamy ognisko i bawimy się do 2. Tomek - mój przyszły mąż rozkręca się na dobre Z przymrużeniem oka Rano wielce zdziwiony wydmuchuje 0,6 Piwo
Edytowane przez Estrella dnia 02-08-2016 15:18
LWG
"Sukces to suma wielkiego wysiłku powtarzanego z dnia na dzień" Robert Collier

Work hard in silence let success make the noise
 
Estrella
Czwartek. Poranki bywają zabawne. W sumie cały wyjazd to jeden wielki żart sytuacyjny. Z większością znamy się już od kilku dobrych lat, mamy na kącie dłuższe i krótsze wspólne wyjazdy, prywatne spotkania, imprezy zloty. To nam pomaga w dogadywaniu się. W wypowiadaniu wprost myśli. Publicznym ekshibicjonizmie. Po rytuałach związanych ze zjedzeniem śniadania, spakowaniem maneli, poranna toaletą robimy zakłady: będą klocki czy nie będzie. Wywalę się wyjeżdżając z nad rzeki czy się nie wywalę Z przymrużeniem oka mam nieodparte wrażenie że wszyscy no może z wyjądkiem Janosika trzymają telefony i aparaty pod ręka w oczekiwaniu na moją spektakularną glebę. Muszą jeszcze poczekać. Klocków nie ma, Jedziemy do Turdy.
Kopalnia Soli jedna z największych i najstarszych w Europie. Sól wydobywano tu już w czasach rzymskich. Eksploatację zakończono w roku 1932, a w 1992 miejsce otwarto dla zwiedzających. To nie tylko kopalnia ale też centrum rozrywki, znajdują się tu drewniane instalacje, kręgielnia, jezioro po którym można popływać łódkami, młyn widokowy, sala koncertowa i wiele innych atrakcji. Ogrom szybu do którego zjeżdżamy windą robi wrażenie. Na gorę postanawiamy wejść schodami. Tym punktem odhaczamy zwiedzanie Rumunii. Mieliśmy zwiedzać - zwiedzaliśmy Z przymrużeniem oka Na zewnątrz jemy coś na szybko i postanawiamy jechać w kierunku granicy. Jutro wieczorem chcemy być w Bieszczadach. Janosik mówi nam do widzenia i postanawia przed powrotem zwiedzić jeszcze Mołdawie. Wymieniamy się numerami telefonów i mamy nadzieję jeszcze kiedyś się spotkać. W końcu nie dostałam pierścionka zaręczynowego Z przymrużeniem oka
Stacja benzynowa w Zalău tankujemy. Pytamy się czy gdzieś może nie ma jakiegoś sklepu motocyklowego z klockami, nie ma. Podjeżdża dwóch młodych motocyklistów. Pytamy się ich. Jeden z nich zamiast nankowac wyciąga telefon. Dzwoni raz, dzwoni drugi i mówi że są. Kumpel jedzie ogarnia temat, niecała godzinę później wracają. Kupił klocki - zapłacił kartą, wymienił- za dzięuję. Niczym w reklamie Mastercard. Nowe znajomości bezcenne. Chłopaki wymieniają się zaproszeniami na FB okazuje się że gostek który pomógł często przejeżdża tranzytem przez Polskę- a nóż będzie on kiedyś potrzebował naszej pomocy. Fazer jest sprawny. Możemy jechać dalej... jednak nie za daleko bo 28 km dalej w Salasag Honda odmawia posłuszeństwa
LWG
"Sukces to suma wielkiego wysiłku powtarzanego z dnia na dzień" Robert Collier

Work hard in silence let success make the noise
 
Lysy
Ty to QŹWA wiesz kiedy przerwać!!! Złość
 
LynxLynx
I co dalej? co?
Krosno, Dukla - moje okolice Uśmiech
 
Estrella
Człowiek jedzie sobie spokojnie prostą drogą, podziwia widoki skąpane w blasku popołudniowego słońca, co jakiś czas kontrolując czy w lusterku widzi motocykl jadący za nim a tu nagle pojazd przed nim zjeżdża do krawędzi drogi i zatrzymuje się na awaryjnych. Podjeżdżam i pytam się o co chodzi, na co kumpel do mnie że nie ma reszty. Odwracam się, faktycznie, a jeszcze minutę temu byli. Czekamy chwilę, podjeżdża drugi kumpel i mówi że stoją 700 metrów wcześniej. Zawracamy. Podjeżdżam, parkuję, rozbieram się. Honda nie pali, chłopaki już ją rozbierają. Kilka podejrzeń jest. Stoimy w bocznej uliczce, pod nieczynnym barem, na szczęście w wiosce a nie na odludziu. Jakiś miejscowy zagaduje, nic nie rozumiemy. Pojawiają się gapie. W między czasie Ania zawraca, chce podjechać, ale coś nie idzie po jej myśli i zalicza glebę. Tym razem jest fota, idealna na zdjęcie profilowe na FB. Na migi dogadujemy się z miejscowym. Okazuje się że 50m dalej jest warsztat samochodowy. Ludwik idzie zorientować się czy w razie potrzeby są w stanie coś pomóc. Panowie dopychają motocykl na posesje. 10 minut później wszyscy parkujemy pod warsztatem, dostajemy wodę i kubeczki, rozmawiamy po angielsku, znajdujemy przyczynę awarii - padł alternator. Debatujemy co zrobić, jest już dość późno, moto bez ładowania daleko nie pojedzie. Chłopaki podłączają aku by się ładowało, odłączają wszelkie zbędne elementy pobierające prąd. Właściciel warsztatu proponuje nam że możemy rozbić się u niego na posesji ale nam nie bardzo odpowiadają warunki, mówi nam gdzie jest sklep, gdzie w razie co możemy się rozbić. Prosimy jeszcze o ucięcie kabli, by podłączyć jutro powerbanka. Na pytanie ile się należy, uśmiecha się i mówi "good luck" żegna się z nami z uśmiechem. Rumunia po raz kolejny mnie zaskakuje. Wyjeżdżamy z posesji. Chłopaki odpalają hondę z pychu. Ania źle stawia nogę i znów leży. Teraz ma dziewczyna dwa zdjęcia i sportowe klamki. Pokazuje język
Jedziemy do sklepu. Po drodze obczajamy miejsca na nocleg. W jednym nie ma dojazdu. W drugim gryzą komary. Po drodze widzimy hotel. Sprawdzamy ceny. Pokoje dwuosobowe z łazienkami, ręcznikami, WiFi i balkonami -70 leji (35zł od osoby) Płatność tylko gotówką. Sklep. Zakupy. Bankomat. Będziemy dzisiaj pachnieć i spać w łóżkach. Bierzemy 4 dwójki. Jeden pokój z dostawką, materacem dwuosobowym rzuconym na podłogę - cena niezmienna więc chłopaków nocleg kosztuje 23 zł. Ładujemy się do nich do pokoju i robimy imprezę.

Piątek rano - pobudka. Prysznic. Sms do chłopaków czy wstali. Idę do nich na kawę. Odpalają kuchenkę na tarasie. Robią mi kawę, kanapki, podają do łóżka. I pomyśleć że jadąc na pierwszy wyjazd musiałam się zdeklarować że to ja będę skakać wokół nich. Grunt to sobie wychować odpowiednio towarzystwo. Szeroki uśmiechgłupeknenene
Edytowane przez Estrella dnia 04-08-2016 16:01
LWG
"Sukces to suma wielkiego wysiłku powtarzanego z dnia na dzień" Robert Collier

Work hard in silence let success make the noise
 
Estrella
Po tak miło rozpoczętym dniu trzeba zabrać się za pakowanie. Dziś chcemy być w Bieszczadach, trochę kilometrów przed nami a jeszcze trzeba Hondę udoskonalić. Honda odpala z pychu. Kumpel rusza, my z 5 minut po nim. Gonimy go z 40 km aż do rozwidlenia dróg. Powinniśmy w tym miejscu zjechać z głównej. Plany były by do Polski jechać przez Tokaj. Tomek widocznie pojechał na Satu Mare. Dzwonimy do niego ale odzywa się poczta. Znajomi na Transalpie, którzy do tej pory prowadzili żegnają się z nami. Oni nie jadą z nami w Bieszczady, chcą jechać przez Tokaj. Nam to w tej sytuacji zupełnie nie po drodze. Grupa nam się pomniejsza, dzień wcześniej z samego rana pożegnał się z nami Andrzej i pomknął samotnie do Polski gdyż wzywały go małżeńskie obowiązki. Ludwik z żoną jadą prosto my w prawo na Satu Mare. Po drodze dostajemy smsa od Tomka - stoi na stacji benzynowej 5 km przed miastem. Jako dobrzy koledzy i koleżanki postanawiamy wyciąć mu numer. Przejeżdżamy udając że go nie widzimy, choć stoi prawie na środku drogi i macha rękoma. Minę ma nietęgą widząc jak się oddalamy. Z kilometr dalej zawracamy i podjeżdżamy do niego i jednocześnie śmiejąc się opierdzielamy go że na nas nie czekał. Tomek kupuje akumulator samochodowy. Pan ze sklepu pomaga mu go umieścić w kufrze centralnym i podłączyć kablami i cybandami do akumulatora motocyklowego. Od tej pory Honda ma powerbank. Ruszamy dalej w stronę przejścia granicznego z Węgrami. Na przejściu spotykamy 2 pary na motocyklach. Pytają się nas dokąd jedziemy. Słysząc że w Bieszczady robią zdziwioną minę i pytają "a gdzie byliście" No jak to gdzie? W Rumunii, na Transalpinie i Transfogarskiej. Jeszcze bardziej się dziwią "To po co jedziecie w Bieszczady jedzcie z nami do Chorwacji". Może i mają rację. Bieszczady są piękne, ale po takim prologu to nawet bieszczadzkie zakręty nie będą robić na nas wrażenia.
Węgry i Słowacja - stan dróg nie powala. Wytrzęsło nas masakrycznie. Docieramy malowniczą drogą do przejścia granicznego w Palota -Radoszyce. Chwila przerwy na smarowanie łańcuchów i jedziemy dalej. Sprite prowadzi nas wąskimi krętymi bocznymi drogami, przez lasy, niezamieszkałe bieszczadzkie tereny. Część dróg rozpoznaje z pierwszego wypadu w Bieszczady. Jedzie się cudownie. Dojeżdżamy do Czarnej. Robimy zakupy w sklepie, Pani tłumaczy nam jak dojechać do Przystani. Kilka szybkich zakrętów i jesteśmy w oazie stworzonej przez motocyklistów dla motocyklistów. Rozbijamy się, regulujemy haracz. Jemy, pijemy poznajemy innych motocyklistów, balujemy przy ognisku do 4 nad ranem.

Sobota. 7 rano. Budzi mnie słońce. Idę pod prysznic. Śniadanie w przystani. Szwedzki stół, kawa, herbata (tylko za pokazaniem zaświadczenia od lekarza lub po założeniu obcisłych spodni). Alkomat. Hymmm pobiłam rekord Janosika. Możemy chwilę poleniuchować ... głupek O 10.30 wszyscy są sprawni do jazdy. Niespiesznie wyjeżdżamy godzinę później. Mała pętla, Solina, duża pętla. Z dociążonym motocyklem jeździ się dużo fajniej. Bez dodatkowych 40 kg Gixer to taka lekka zabaweczka któremu dupa podskakuje na każdej nierówności. Latamy uważając na kamienie, żwirek na zakrętach jednak zdąża się że dupa ucieka. Wracamy wieczorem, zahaczając o sklep. Ostatni wspólny wieczór. Na potwierdzenie kończy się gaz w butlach. Jemy ostatnie zupki chińskie. Pijemy ostatnie dwie flaszki. Część z nas idzie wcześniej spać. Stała ekipa urządza sobie karaoke do 3 nad ranem.

Niedzielny poranek. Śniadanie. Pożegnania w Bieszczadzkiej Przystani Motocyklowej. Zapewniamy że jeszcze tu wrócimy. Ruszamy. Kierunek Warszawa. Bocznymi drogami. Obiad w Sandomierzu. Ostatni wspólny postój przed Grójcem. Fotka. Buziaki. Uściski. I wyczekiwanie aż ktoś powie: "No to co ubieramy się". Jest 18.30 ale nikomu się nie śpieszy. Ruszamy. Do Janek jeszcze wspólnie a później już każdy w swoją stronę. Podjeżdżam pod blok. Ściągam kask. Zanoszę manele na górę. Odstawiam moto na parking. Wsiadam w auto. Dziwnie się prowadzi. Nie wiem co zrobić z rękoma, jak obsługiwać pedały nogami. I ta cisza. Wjeżdżam na działkę. Wyjmuję z lodówki zimne piwo. Siadam w ogródku na ławce i czuję dziwną pustkę. Dostaję smsa: "Stefan bez gleby się nie liczy. Wracamy!"
LWG
"Sukces to suma wielkiego wysiłku powtarzanego z dnia na dzień" Robert Collier

Work hard in silence let success make the noise
 
Estrella
To jeszcze powyjazdowy epilog. tak na dobicie Z przymrużeniem oka

Środa. Jestem na treningu. O 20.00 muszę być u koleżanki w mieszkaniu bo robimy jej imprezę niespodziankę. A tu wiadomość że Janosik jest pod Warszawą, że będzie nocował w Legionowie, że może by grilla w garażu zrobić.
Sprawdzam internety - klonowania pod moją nieobecność jeszcze nikt nie wynalazł smutek
No dobra... coś się wymyśli. przepraszam Kasię i dziewczyny o 22, wsiadam w auto i jadę spotkać się z chłopakami oraz przyszłym mężem Pokazuje język
Po 2 zamykamy garaż. Odwożę chłopaków do domu, a sama wracam po 3.
Poranek dnia następnego dla wszystkich jest ciężki. Po południu dostaję wiadomość że Tomek cało i zdrowo zaparkował moto u siostry w garażu w Gdańsku i w sobotę leci do Norwegii.
Na treningu z techniki podnoszenia ciężarów "trener" pyta się jak było... a jeden z chłopaków z boxa "nie lepiej jechać na jakiegoś ALLa?"

otóż nie!

9 dni w drodze, w deszczu i w słońcu, bez planu, bez konkretnego celu... ot tak by jechać
dlaczego?
Zrobiliśmy ponad 2800 km. W zeszłym roku było więcej. Ale nie pojechaliśmy przecież na wyścigi. Założeniem był chillout i dobra zabawa. Pogoda nas nie rozpieszczała. Ale na pytanie dlaczego znów Rumunia mogę odpowiedzieć nieważne gdzie ważne z kim.
A na ogólnie zadane pytanie dlaczego?
dla wspomnień które wywołują uśmiech w gorsze dni, dla zresetowania baterii i odpoczynku od codzienności, dla ludzi z którymi się to robi, dla nowych znajomości, dla pięknych widoków.
by docenić to co ma się na co dzień. by przekonać się że są jeszcze bezinteresowni ludzie którzy chętnie pomogą za dziękuję. by spełniać swoje marzenia.
z pasji która jest jak podmuch szczęścia pozwalający uwolnić się ze stalowego uścisku szarej rzeczywistości.


Moje wyjazdy nie powalają na kolana. Nie podróżuję samotnie. Nie jadę w niedostępne rejony. Każdy może odbyć taką podroż. Każdy może jechać z nami. Nic nadzwyczajnego. A jednak czuję się niezwyczajnie, ze świadomością posiadania w swoim życiu ludzi z którymi mogę dzielić swoją pasję, z którymi często rozumiem się bez słów, którzy tak samo jak ja nie wyobrażają sobie wyjazdu w innym gronie, którzy akceptują siebie na wzajem ze wszystkimi wadami i zaletami, którzy nie boją się mówić szczerze co im się podoba a co nie. A w dzisiejszych czasach to ważne by mieć takich chamów i prostaków za przyjaciół.

także wiecie
Do more of what makes you happy.
Dream it. Wish it. Do it.
LWG
"Sukces to suma wielkiego wysiłku powtarzanego z dnia na dzień" Robert Collier

Work hard in silence let success make the noise
 
Lysy
Estrelka - nie lubię Cię.
Ja wręcz Cię nienawidzę...
Za to, że piszesz tak, iż człowiek widzi opisaną sytuację przed oczami.
Za prostotę doboru słów typu "dupa".
Za to, że jeździsz tam gdzie mnie chciałoby się jechać, ale nie można.
...
Za to, że już skończyłaś opisywać Rumunię vol. 2.
Wracaj tam, albo gdzie indziej, jedź, opisuj! Złość
Do roboty Stefan, ale wbrew "chamom i prostakom" - bez gleby!!! kwiat
 
Estrella
Łysy jeśli Ty mnie nienawidzisz tak jak ja Ciebie to nawet się cieszę

PODZIĘKOWAĆ podziw za mile słowa. Postaram się za rok też coś krótkiego napisać głupek
LWG
"Sukces to suma wielkiego wysiłku powtarzanego z dnia na dzień" Robert Collier

Work hard in silence let success make the noise
 
zaciszanka
Esti - świetnie się czytało Uśmiech Masz dar i lekkość słowa Uśmiech
 
Alutka
Brawo Esti! brawa
Najbardziej ujęło mnie podsumowanie "dlaczego"
s19.rimg.info/f07855f0d4cfc4c3dc50a27b4f8a21a6.gif
 
taga
wreszcie znalazłam czas, aby to wszystko przeczytać Uśmiech
czyta się rewelacyjnie, super lekko napisane Uśmiech to fakt Esti masz talent do lekkiego pisania, więc rób to!!!

super, mega, hiper Uśmiech
super, że taka bajka Cię kręci i że Wy wszyscy wróciliście bezpiecznie z powrotem Uśmiech

tak, tak, za rok koniecznie coś napisz! równie krótkiego, a może nawet krótszego Z przymrużeniem oka abysmy mogli jeszcze więcej poczytać Uśmiech
pozdrawiam,
Taga Uśmiech
Żyj tak, aby twoim znajomym zrobiło się nudno, kiedy umrzesz. by J. Tuwim
 
Przejdź do forum:
Wygenerowano w sekund: 0.25
3,159,605 unikalne wizyty