Aktualnie online

· Gości online: 1

· Użytkowników online: 0

· Łącznie użytkowników: 152
· Najnowszy użytkownik: Piotras

Logowanie

Nazwa użytkownika

Hasło



Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się

Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło

Shoutbox

Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

nieswinkaOffline
21-08-2024 00:55
Pewnie że nie. Ja jestem wściekła po prostu. Ludzie od roku co miesiąc zrzucają się by pomóc jednej z nas, a my nic nie wiemy że taka pomoc jest potrzebna. Niepojęte to jest dla mnie.

RychoOffline
21-08-2024 00:52
W innej beczce cierpi się inaczej?

nieswinkaOffline
21-08-2024 00:28
Rycho to grupa znajomych z innej beczki tzn "na Rybkę" czy jakoś tak.

RychoOffline
20-08-2024 22:36
Halooooo. Właśnie się dowiedzieliśmy o stanie zdrowia Andzi. Jesteśmy zdruzgotani i jednocześnie zawiedzeni Właśnie przewertowaliśmy grupę, na FB którą utworzyła Ciotka. To jakaś tajna grupa?

zaciszankaOfflineAdmin
20-08-2024 22:13
Jeszcze działa ..strona Z przymrużeniem oka 545 spamowych kont do wyczyszczenia Z przymrużeniem oka

LeoOffline
09-09-2022 16:43
Lysy ma rację. Forum umarło, tylko nie ma kto go pochować i padlinka zaczyna już brzydko pachnieć cenzura

LysyOffline
04-09-2022 08:18
Cześć Lotnik. Forum umarło. płacz płacz płacz

lotnikOffline
31-08-2022 10:52
Halo halo żyje tu KTO dzień dobry dzień dobry dzień dobry

LeoOffline
30-07-2021 16:52
To wspaniale, że się udało. Gratuluję organizatorom kwiatek

TeodozjaOfflineAdmin
29-07-2021 09:58
Spotkanie się odbyło i było super Uśmiech

LeoOffline
28-07-2021 17:47
Rozumiem, że spotkanie się nie odbyło, bo już kilka dni po imprezie, a na oficjalnej stronie MiDu, cisza. Grobowa cisza Złość nenene

drakaOffline
23-07-2021 15:34
Lotnik, Ty się pakuj i przyjeżdżaj Uśmiech

lotnikOffline
23-07-2021 12:55
Witam Wszystkich serdecznie dawno mnie tutaj nie był Piwo taak dzień dobry dzień dobry dzień dobry

drakaOffline
23-07-2021 09:27
Czekamy, czekamy!

zaciszankaOfflineAdmin
23-07-2021 08:37
Już za chwileczkę, juz za momencik, piątek z MiD zacznie się kręcić Szeroki uśmiech

drakaOffline
16-07-2021 10:28
Jakby co to w wątku imprezowym przybyło informacji

drakaOffline
13-07-2021 08:18
Myśmy już w tym roku testowali namiot - jest o.k., jakby ktoś potrzebował. Ale tak naprawdę to wolnej podłogi u nas dostatek, tylko może w mało zacisznych kątach

AndziaOffline
11-07-2021 14:02
W gotowości, odliczamy dni do spotkania Szeroki uśmiech

zaciszankaOfflineAdmin
08-07-2021 22:21
Pamiętam i odliczam dni! Uśmiech namiot gotowy cieszę się

TeodozjaOfflineAdmin
08-07-2021 12:25
Ja nie zapomniałam i też nie mogę się doczekać Uśmiech

Archiwum shoutboksa

Zobacz temat

Motocykl i Dziewczyna » Wyjazdy i spotkania » Relacje z wypraw
 Drukuj temat
wakacje Carry
Carry
niestety w częściach

Pierwsza długa podróż. Mam nadzieję, że jedna z wielu kolejnych.
Celem była podróż, nie konkretny punkt na mapie. Nie byliśmy związani, żadnymi rezerwacjami i konkretnymi planami. Sporo nam to ułatwiło

Wyruszyliśmy w piątek 17-go lipca. Ponieważ lato w tym roku mamy upalne więc wyruszyliśmy o 5 rano.
3 motocykle. W prowadzący, ja w środku i duecik na końcu. Dzięki temu pierwszy raz w życiu mam dużo zdjęć z trasy Szeroki uśmiech
Pierwszy etap - dotrzeć do Wiednia, po drodze zwiedzając jaskinię Macochy.
Jednym z podstawowych założeń było omijanie autostrad. Drogi w Czechach są niezłe, nawet te boczne. Pokonujemy je sprawnie i dosyć szybko. Dobrze nam się jedzie w tym ustawieniu.
Jaskinia Macochy.
Prowadzi do niej kręta droga, która o dziwo nie wprawia mnie w lęk. jest dobrze. Oswajam zakręty.
Na miejscu kupujemy płacimy za parking i pozostawienie kasków. smutek na wszystkim chcą zarobić.
Kurtki przezornie bierzemy ze sobą.
Pierwsza atrakcja - zjazd kolejka w dół. Owszem można na piechotę ale zbyt leniwi jesteśmy, po za tym upal zaczyna mocno doskwierać. Wędrówka w pełnej motocyklowej odzieży wykończyła by nas.
Jaskinia nas zachwyca. Niesamowite twory skalne, stalaktyty, stalagmity, jeziorka i czarne otchłanie. Wszystko skrzy się bielą. Miejsa\cami przybrudzoną przez ludzki dotyk.
Zdjęcia jak zwykle nie oddają uroku i głębi tego co widzieliśmy.

Za to na fotkach możemy zobaczyć jak nasze kamizelki sprawdzają się w ciemności Uśmiech


W pewnej chwili korytarz się zwęża, w oddali widać zielone zbocze.
To koniec? Już, tak szybko?!!

Wychodzimy i ......... zapiera nam dech w piersiach. Jakbyśmy nagle przenieśli się do zaginionego świata z książek J. Verne. Brak tylko latających pterozaurów i park Jurajski na żywo.
To czubek góry zapadł się do środka a natura opanowała nowy teren.
Jest niesamowicie i tak.....przestrzennie.


Z jaskini wypluwamy na łódkach. Niestety z opowieści snutej przez przewodnika nie rozumiemy w zasadzie nic. Szkoda bo z zainteresowania innych turystów wnioskujemy, że mówił ciekawie.
Ruszamy dalej. Jest co raz bardziej gorąco. Upal doskwiera masakryczni. Nie pomaga wstawanie ani otwieranie wywietrzników.

Na którymś ze skrzyżowań mój motocykl odmawia posłuszeństwa.
Zwyczajnie gaśnie a potem nie daje znaku życia. Prądu nie ma smutek
Szczerze dostaje lekkiej furii. Jeszcze przed wyjazdem zwracałam uwagę mechanikowi, że coś mi z aku nie gra. Że gubi prąd.
Ale cóż "baba" może wiedzieć. Temat został olany.

A teraz tyle km od domu, Polski mam problem. Zwyczajnie popłakałam się ze złości, inaczej emocji już nie dało się rozładować.

Szczęście w nieszczęściu pomogła wymiana akumulatora. Stary był suchy w środku, nawet kropla się z niego nie wylała. Czyżby wyparował od upałów.

Straciliśmy 3 godziny na skwerku.

Mimo zmęczenia, zdenerwowania i trochę popsutych humorów ruszamy w stronę Wiednia. Szukamy noclegu tak do 50km przed miastem by nie zabiły nas ceny.
Udaje nam się znaleźć w miarę przyzwoity w "China town" - podwórko-studnia totalnie zdominowane przez chińską rodzinę. Są noclegi, knajpa, bilard.

Szybka kąpiel i zmykamy pozwiedzać miasteczko.

zdjęcia z tego dnia tutaj https://photos.go...Z6Q3BGcEh3
Życie nie powinno być podróżą do grobu. Człowiek do kresu życia powinien się dotoczyć z kieliszkiem Chardonnay w jednej ręce, tabliczką czekolady w drugiej, narąbany w trzy dupy, krzycząc... " ALE TO BYŁA JAZDA..."
 
Teodozja
Carry, zabiłaś mnie tymi zdjęciami, czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy Uśmiech Wyjazdy bez konkretnych planów mają swoje uroki Uśmiech
 
Carry
jedziemy dalej Uśmiech

odpuszczamy sobie Wiedeń. Wizja zwiedzania miasta przy 30st upale w ciuchach motocyklowych skutecznie nas zniechęca.

Ten upal jeszcze nie jeden raz zmieni nasze plany i da nam prawie dosłownie popalić Uśmiech

Trasa na dzisiaj niezbyt odległa bo nad Balaton, raptem 200km. Wyruszamy o 6 by uniknąć upałów i mieć czas na leniuchowanie.

Miejsce znane nam już z poprzedniej wizyty. Kesztehely.

Mamy nawet znajomą kwaterę gdzie śniadanie podawane jest na tarasie Uśmiech a do wody jest 5 min spaceru.

Mimo wczesnej pory wyjazdu docieramy na miejsce zgrzani i zmęczeni. Już w mieście ściągamy ciuchy i na pełnym lajcie jedziemy się zakwaterować.

Uff od razu lepiej Uśmiech.

My już znamy Balaton ale druga para jest pierwszy raz.

No cóż, zobaczyć warto (by móc samemu ocenić) ale dla mnie to wielka zupa w tym roku dodatkowo z mięsną wkładką

bleee

w wodzie wszędzie pływają wnętrza z miejscowych małż.

Z ciekawostek Uśmiech

Drogowskaz ustawiony nad Balatonem wskazuje oprócz np Alanyi też Jędrzejów czy Piwniczną Zdrój Uśmiech

Wieczorem spotyka nas zabawna sytuacja. Nasza gospodyni ma chyba ogromny problem z uwierzeniem, że kobiety też jeżdżą motocyklami Uśmiech

Odwiedza nas wieczorem, zagląda niby to po gospodarsku najpierw do jednej łazienki, potem drugiej. Ogląda też każdy pokój. Widać, że coś nie daje Jej spokoju Uśmiech chodzi ogląda, podpytuje. W końcu zaczyna rozmowę o motocyklach i kto na którym jeździ. Zdziwienie i niedowierzanie maluje jej się na twarzy gdy pokazuję prawo jazdy Uśmiech

Mimo wszystko chyba nie przekonałam jej do końca Szeroki uśmiech

Wieczorny spacer po jedynej reprezentacyjnej uliczce miasteczka. Widać pozostałości świetności z czasów komuny. Z bocznych uliczek wyziera jednak inny świat. Zamiast kostki bądź asfaltu zwykła ubita droga, domy obdrapane i poniszczone.

Jest środek sezonu a ludzi malutko.

Coś się jednak w mieście dzieje. Przepiękny pałac jest remoncie. Ale już teraz mimo wykopów i ogólnego bałaganu jest co podziwiać.

Zostajemy tu jeszcze jeden dzień.

W końcu to wakacje i trzeba też poleniuchować. Pijemy piwo, jemy rybki i miejscowe potrawy. Nawet w cieniu smażymy się na brąz pomieszany z czerwienią.

Poranek zaczynamy od ........50ml "palinki" czyli miejscowego bimbru. Gospodyni w celach marketingowych przyniosła nam na spróbowanie. o 7 RANO Szeroki uśmiech

Takiego poczęstunku się nie odmawia, tym bardziej, że dzisiaj jeździć nie będziemy Uśmiech

Znów smażing, plażing i leżing Z przymrużeniem oka

Dobrze, że jutro jedziemy dalej. Nie jestem stworzona do wylegiwania się cały dzień na plaży.

zdjęcia tuta jhttps://photos.go...V3TWY0czh3
Życie nie powinno być podróżą do grobu. Człowiek do kresu życia powinien się dotoczyć z kieliszkiem Chardonnay w jednej ręce, tabliczką czekolady w drugiej, narąbany w trzy dupy, krzycząc... " ALE TO BYŁA JAZDA..."
 
Alutka
Uwielbiam takie relacje. Czekam na ciąg dalszy Uśmiech
s19.rimg.info/f07855f0d4cfc4c3dc50a27b4f8a21a6.gif
 
zaciszanka
Super się czyta ...... co dalej ?? Uśmiech
 
Estrella
Carry Carry pisz pisz... Szeroki uśmiech Szeroki uśmiech
LWG
"Sukces to suma wielkiego wysiłku powtarzanego z dnia na dzień" Robert Collier

Work hard in silence let success make the noise
 
Carry
ostatni na dzisiaj odcinek Pokazuje język

śniadanie na tarasie o 5 rano w towarzystwie komarów.

Nie wiem kto bardziej wygłodniały Z przymrużeniem oka


Ruszamy w stronę Chorwacji.

Następny punkt programu to Plitvickie jeziorka. Zachwalane przez wielu znajomych.

Standardowo upal. Ale droga zbyt kręta bym zdecydowała się na jazdę w krótkim rękawie.

GPS dużego GS ma chyba dodatkowa funkcję tzw "kozie ścieżki" Szeroki uśmiech

czyli boczne, wąskie niesamowicie malownicze i kręte drogi (gruntowe są wyłączone).

Dojeżdżamy do granicy. Zjeżdżam na pobocze i szukam paszportów. Wyciągam z dna kufra a w tym momencie celniczka pokazuje, że nie są potrzebne. No żesz... nie mogla wcześniej.

Teraz czeka nas bardzo krótki (2-3km) odcinek autostrady. Jedyny w całej podróży.

Upal chyba mocno daje mi się we znaki. Podjeżdżam z W do szlabanu, grzecznie czekam aż weźmie bilet na autostradę i .........przejeżdżam równo z nim.

100m dalej zdaję sobie sprawę z tego co zrobiłam. Szybki zjazd na pobocze i truchcik w pełnym rynsztunku do kasy. Dobrze, że obsługa wyrozumiała i wyluzowana. Ze śmiechem drukują bilet.

Ciekawe co bym zrobiła na bramkach wyjazdowych. echh

Dojeżdżamy na miejsce. Po cenach i ilości wolnych pokoi widać, że miejsce oblegane przez turystów.

Mamy zawężone pole poszukiwań ze względu na oczekiwany standard. A szkoda bo my z W chętnie byśmy namiot rozbili wśród malowniczych widoczków.

Ok są miejsca a pani nawet chętna do negocjacji cenowych. Z 60kn zeszła na 45 ale dla nas wciąż dużo. Negocjujemy dalej.

Telefon do pracodawcy i cena wzrasta do 50kn. No to żeśmy sobie poprawili. Tak się jeszcze nie targowałam by cena rosła a nie malała.

Trudno

Zostawiamy manele. Przebieramy się. Siadam na plecaka, sprawia mi to frajdę. Tym bardziej, że strój mam mocno niemotocyklowy Z przymrużeniem oka

Jedziemy zwiedzać jeziorka.

Oczywiście dziki tłum i dziki upał. Malo brakowało a zrezygnowalibyśmy, szczególnie, że cena wysoka. No ale przecież to jeden z punktów wycieczki, nie można wszystkiego odpuszczać.

Początek zwiedzania mocno zniechęcający. Najpierw przepływamy małym promem na drugą stronę jeziora do przystani gdzieś odchodzą promy na trasę wzdłuż jeziora.

To co się tam dzieje to jakiś koszmar. Ludzie czekają 2 godziny w słońcu i niewielkiej ilości cienia. Promy chodzą zbyt rzadko a ludzi mnóstwo. To jakiś absurd i totalny brak organizacji.

Dla nas szczęśliwie okazało się, że kolejka to osoby, które zaczęły zwiedzanie jezior z innej strony. My z naszego małego promu szybko przesiadamy się na większy. Pozostawiając za sobą wściekły rozpalony tłum

Jeziorka są cudne, piękne, niesamowite. Zieleń, woda, wodospady i urocze zakątki. Parę razy chcieliśmy ominąć jakiś odcinek ale na szczęście rezygnowaliśmy z tego pomysłu. Wszędzie jest pięknie.

Jedyny mankament to taki, że teoretycznie nie wolno się tam kąpać.

Teoretycznie Z przymrużeniem oka

Ledwo żywi , zmęczeni ale szczęśliwi wracamy na kwaterę. Jutro czeka nas ostateczny odcinek - na wyspę Pag gdzie mamy zamiar zostać kilka dni.

Wieczorem oczywiście obowiązkowe pifko Uśmiech
fotki https://goo.gl/ph...AdLo4aj2s9
Życie nie powinno być podróżą do grobu. Człowiek do kresu życia powinien się dotoczyć z kieliszkiem Chardonnay w jednej ręce, tabliczką czekolady w drugiej, narąbany w trzy dupy, krzycząc... " ALE TO BYŁA JAZDA..."
 
Ishka
rzeka kupa rządzi Szeroki uśmiech dajesz Carry dalej!
 
Carry
Kolejne km przed nami. Znów ruszamy rano. Jest na tyle chłodno, że przydają się grzane manetki. Wjeżdżamy w góry.

Pierwszy poważny szczyt i pierwsze winkle. Jest....... pięknie. Droga może trudniejsza, czasami zdrapka, czasami nierówny asfalt. Ale dla GS to tylko atrakcja. Uśmiech

Już nawet nie muszę sobie powtarzać "jedziesz tam gdzie patrzysz", zaczynam w końcu działać instynktownie.

Gdy dojeżdżamy na postój i kawę czuję niedosyt. Ja chcę jeszcze "prawo, lewo" Szeroki uśmiech

Z porannego chłodu zostało tylko wspomnienie. Ostatnie km pokonuję w jeansach i cienkiej bluzie. Przy takim słońcu wolę nie opalać się podczas jazdy. Mogłoby skończyć się poparzeniem.

Na wyspie Pag od 2 dni są nasi znajomi. dołączamy do nich.

Planujemy z W rozbić namiot ale wszędzie tylko odkryte place bez grama cienia. Dodatkowo miejscowy dziadek informuje nas, że jest dużo żmij. Brrr. Rezygnujemy.

Znaleźliśmy całkiem przytulny apartament. Szkoda tylko, że bez klimy. Ale zawsze chłodniej niż na dworze lub w namiocie.

Szybko, szybko przenosimy rzeczy z kufrów i do wody.

Aaaale ciepła, czyściutka. Mhmm jak przyjemnie. Cały dzień można by tak siedzieć. Tak nam się przynajmniej wydaje.

Smażing, plażing i wieczorna impreza integracyjna.

Jadący z nami K już od Balatonu szuka fryzjera. Przez ostatnie 30 lat nosił długie (no powiedzmy półdługie) włosy. Tak mu upały dopiekły, że podjął męska decyzje. Golimy na 3mm. Szeroki uśmiech

Takiej ulgi i radości dawno nie widziałam. Nawet jego kobieta stwierdziła, że jest lepiej. Nabrał charrrakteru Z przymrużeniem oka

Jeszcze nocna kąpiel w morzu i spać. Jutro wreszcie śpimy ile chcemy.

W moim i W przypadku to oznacza sen do 6. Razem budzimy się tak wcześnie. Jest przyjemnie, rześko na dworze. Idealnie na spacer.

Uwielbiam taki poranny spokój. Miasto dopiero się budzi. Przy okazji spaceru kupujemy bułki, coś na śniadanie. Niestety nie udało mi się znaleźć targowiska z warzywami.

Jeszcze tylko kawa w centrum. Od 7:30 do 10 w cenie 2,5 euro każda kawa,

Odpływam w błogostan. Cisza przerywana ludzkimi krokami i furkotem skrzydeł. Czasami głośniejsza rozmowa. O żadnej innej porze dnia nie ma takiego spokoju jak o poranku. Dźwięki rozchodzą się inaczej,

Czas wracać. Już 9.

Plan na dzisiaj to znów smażing i plażing. Niestety ok 13 mamy już dość. Jest tak gorąco, że nie da się wytrzymać. Wracamy do apartamentów i do 20.00 śpimy.

Tak się nie da żyć. smutek

Jest wtorek a planowaliśmy zostać do niedzieli. Podejmujemy jednak decyzję, że ruszamy w czwartek. Szkoda marnować czas na leżenie w pokojach.

Wyspani jedziemy zwiedzać okolicę. Rodzinna, turystyczna wyspa ma też swoje drugie oblicze Uśmiech

Porównywana jest do Ibizy. W zatoce po drugiej stronie jest inny świat. Knajpa obok knajpy. Światła, muzyka techno i drinki.

Zawsze chciałam poleżeć na siatce nad wodą. Tutaj jest to możliwe. Drinki w cenie lekko zawrotnej ale wakacje po to są by szaleć Z przymrużeniem oka

wracamy do miasteczka zanim zabawa zaczęła się na dobre. Tu o 23 impreza dopiero się rozkręca. Techno i banda małolatów to jednak nie dla nas. Popatrzeć tak ale bawić się do rana to już niekoniecznie Uśmiech

Wieczorny spacer po "naszym" miasteczku. Nagle okazuje się, że jest tu baaardzo dużo ludzi. Tłumy na nadbrzeżu, w knajpkach. Znajdujemy jednak parę cichych urokliwych uliczek. Wąskich i tajemniczych Uśmiech

Kolejny, ostatni już tutaj dzień oczywiście rozpoczynamy kawą w ryneczku.

Dzisiaj jest chłodniej, mniej duszno. Przyda się taki dzień.

Martwimy się o przyjaciół, którzy niedaleko od nas utknęli zatrzymani przez pożary. Przebyli długą drogę przez Rumunię, Serbię i właśnie wracają do domu. Oby bezpiecznie dotarli.

Przewidziane atrakcje na dzisiaj to ........... skuter wodny. Nigdy nie jeździłam (pływałam?)więc tym bardziej jestem podekscytowana.

Wypożyczamy zabawkę na 3h (łączna cena wyszło ok 600zł). Jest nas 12 osób czyli każdy ma po ok 15min.

Najpierw grzecznie siadam za W, muszę się oswoić i nauczyć. Zakręty, nawrotki, skoki przez fale. Rewelacja. Natomiast troszkę mnie zawiodła jazda po prostej. Osiąga toto prędkość max 65km/h czyli słabo. Brak poczucia pędu.

Ogólnie zabawa jest przednia. Dzień mija szybko i o dziwo nie jesteśmy bardzo zmęczeni upałem.
Chwilami nawet żałuję jutrzejszego wyjazdu.
Standardowo wieczorny spacer, piwo i spać.
Znów ruszamy o poranku.
Dla uatrakcyjnienia podróży na wyspę wjechaliśmy mostem a wyjeżdżamy promem Uśmiech o 6 rano Szeroki uśmiech

I znów zaczynają się moje ulubione piękne, szerokie drogi i cudowne zakręty. Dzisiaj w planach jaskinia Postojna.

Jeżeli jaskinia Macocha wydawała nam się piękna to Postojna nas oszałamia, przygniata ogromem i rozmachem. Rozlegle jaskinie połączone ze sobą korytarzami, przejściami. Przepiękne twory natury o nieskazitelnej bieli. Błyszczące, skrzące się jak śnieg.

Jak zwykle ani słowa ani zdjęcia nie są w stanie oddać tego piękna. Nic stworzone ludzka ręką nie może się z tym równać.
Z zewnątrz ot zwykła góra, aż niemożliwe, że środku skrywa takie piękno.

To trzeba zobaczyć Uśmiech

Reszta zdjęć https://goo.gl/ph...2F1kdZdww5
Życie nie powinno być podróżą do grobu. Człowiek do kresu życia powinien się dotoczyć z kieliszkiem Chardonnay w jednej ręce, tabliczką czekolady w drugiej, narąbany w trzy dupy, krzycząc... " ALE TO BYŁA JAZDA..."
 
Carry
Jedziemy do Wenecji Szeroki uśmiech
Czyli kolejny punkt programu.
Ale po kolei.

Wyjechaliśmy z Pag, pokonaliśmy znów całą masę zakrętów. I jesteśmy we Włoszech. Czas znaleźć nocleg.
Spoglądając na mapę (tak, tak nie tylko GPS) rzuca mi się w oczy nazwa Bibione. Znana Uśmiech podobno jest to bardzo urokliwe włoskie miasteczko. Na miejscu okazuje się, że to kurort z dzikimi tłumami i cenami zdecydowanie nie na nasze zmęczenie Uśmiech

To piękne i urocze znajduje się w Toskanii i pisze się przez 2 B - Bibbione Szeroki uśmiech

Nowa koncepcja. Szukamy winiarni z możliwością noclegu. No bo jak tu testować wina i jechać dalej.
Im bliżej Wenecji tym lepiej. Kolejne km lecą. W końcu jest. Żwirek, niska zabudowa, winnice wokoło. Niestety próbować można, popatrzeć można, kupić można ale spać nie smutek
Kupujemy po 2 butelki na parę i dalej w ten upał.

Który jak zwykle rzuca nam się na głowy. I dosadnie na kieszeń.
Boje się zaglądać na konto.
Tym razem śpimy w hotelu.

Następnego dnia udaje nam się znaleźć kemping, wcale nie tak daleko. Wynajmujemy 3 osobowy bungalow i spokojnie mieścimy się w 4 osoby.
Jest wcześnie. Cały dzień przed nami. A do Wenecji rzut beretem Uśmiech

Komunikacją miejską jedziemy na zwiedzanie.
Mamy dużo czasu, sił i chęci.

Wenecja jest............piękna, fascynująca, magiczna i wiele, wiele innych fantastycznych cech posiada. Mimo upałów i wbrew oczekiwaniom nie śmierdzi z kanałów.

Bez przewodnika, z małą mapką szwendamy się po maleńkich uliczkach. Są miejsca pełne ludzi i turystów ale też puste gdzie tylko mieszkańcy się pojawiają.
Każdy kąt nadaje się do foto, każdy wpada w oko. Gdzie człowiek się nie obróci tam coś urokliwego.
Wąziutkie uliczki.
wąziutkie kanały
i oczywiście pranie suszące się na sznurkach.
Chwilami zastanawiałam się czy mieszkańcy nie wywieszają celowo tych rzeczy by podtrzymać klimat miasta, zaspokoić oczekiwania turystów.

Wielkie restauracje na pl. Św Marka i maleńkie knajpeczki na obrzeżach.

I oczywiście wszechobecne gondole. W takich ilościach, że chwilami tworzące regularne korki na kanałach
Cena jednak zniechęca. 80 euro za godzinę to za dużo.

Kupujemy sobie na pocieszenie po 0,3l białego wina. Sprzedawane w kiosku obok pepsi i wody mineralnej. Wypijamy je siedząc na stopniach mostu nad jednym z wielu kanałów. Tak tez można poczuć klimat miasta Uśmiech

Jeden dzień to za mało, chciałoby się więcej i więcej. Miasto wciąga. Jest inne niż europejskie metropolie. Mniejsze, bardziej zwarte i bardziej klimatyczne. Tu na prawdę czuć historię. Jak dla mnie nr 1 wśród miast, które widziałam.

Na koniec Canal Grande
Wśród maleńkich łódeczek, gondoli pojawia się prawdziwy kolos. Statek wycieczkowy. Co za ogrom. Jak on się tu mieści. Przesłania budynki. Patrzymy zafascynowani.

Czas wracać. Już późno. Zmęczenie daje nam się we znaki. Choć chciałoby się zostać tu dłużej.

Ale jutro czeka nas dalsza droga.
Jak dla mnie najtrudniejszy odcinek, którym straszą mnie od samego początku.

Passo Dello Stelvio

Więcej zdjęć https://goo.gl/ph...PcdKqgg6x6
Życie nie powinno być podróżą do grobu. Człowiek do kresu życia powinien się dotoczyć z kieliszkiem Chardonnay w jednej ręce, tabliczką czekolady w drugiej, narąbany w trzy dupy, krzycząc... " ALE TO BYŁA JAZDA..."
 
Lysy
Carry - super opis i zdjęcia! Rewelacyjne wakacje!
 
Carry
Przełęcz Stelvio najwyższa przejezdna przełęcz w Alpach wschodnich.

Na podjazd od strony północnej (tej którą wjeżdżaliśmy) prowadzi droga o długości 24,3 kilometra przy średnim nachyleniu 7,4 procent, zawierająca 48 ponumerowanych zakrętów. Daje to rzadko spotykane na innych alpejskich drogach przewyższenia trasy wynoszące ponad 1800 metrów. Podjazd od strony południowo-wschodniej liczy 21,5 kilometra przy średnim nachyleniu 7,1 procent (różnica wysokości to 1533 metry).

Tyle teorii.

Od samego początku wycieczki panowie straszyli mnie tą droga. Każdą moja radość z alpejskich łuków i winkielków komentowali "to przedsmak przed Stelvio" .
Trudno się więc dziwić, że jechałam z lekkim stresem i pełna obaw.

No cóż trzeba przyznać, że nie był to najlepszy dzień dla mnie do pokonywania takich atrakcji.

Złośliwość natury kobiecej objawiła się w pełnej krasie.
Byłam rozkojarzona, obolała i ogólnie nastawiona do świata wrogo.

Z Wenecji do Stelvio pokonaliśmy ponad 300km. Pierwotna opcja była taka, że dojeżdżamy, znajdujemy nocleg i dopiero rano wypoczęci pokonujemy przełęcz.

Góry bywają nieprzewidywalne a akurat tego dnia było piękne słońce. Sucho. Warunki idealne do jazdy. Podjęłam więc decyzje, że moje samopoczucie pozwala na dalszą jazdę.

Ostatni postój przed wjazdem na osławioną drogę. Gdy podziwiamy lodowiec mijają nas gromady motocyklistów. Jest ich dużo, bardzo dużo. Zdarzają się auta ale jednak jest to droga opanowana przez jednoślady - motocykle i rowery.

Ruszamy. Pierwsza agrafka. Ostra. Ale pokonuje ją gładko, sama siebie upominam, że jeszcze długa droga przede mną.

Zaczynają się kolejne. Długa prosta, redukcja do 1 i ostry skręt o 180st.

Jadę za W, obserwuję jego i innych motocyklistów. Tej drogi nie da się pokonać ze swojego pasa. Nie ma opcji.
Trzeba grzecznie zjechać na jak najbardziej zewnętrzną część jezdni, szybki rzut oka czy nic nie jedzie i jazda.

Pierwsza, druga, trzecia, kolejna agrafka i ........................$^%%*$R motocykl leży.
Mam filmik z przejazdu, oglądałam go i nadal nie wiem co było powodem. Ustawiłam się prawidłowo. Przez krótka chwilę widać, że z naprzeciwka zjeżdża samochód. Czy mi zajechał drogę, czy ja zbyt wcześnie ruszyłam czy zwyczajnie się wystraszyłam. Efekt jest taki, że zatrzymuje się na zakręcie, przechył drogi sprawia, że brakuje mi najpierw nogi a później siły by utrzymać motocykl w pionie.

Leży. Na dodatek dosłownie do góry kolami Szeroki uśmiech
Oczywiście zaraz za mną tworzy się korek. Rozbawiony pan z auta i "moi" chłopcy" podnoszą sprzęt. Szybko wsiadam nie dając sobie czasu na stres i nakręcenie spirali strachu. Jadę dalej analizując w duchu popełniony błąd.

Może zbyt pewnie się poczułam. Każdy kolejny zakręt pokonuje z większą ostrożnością.

Na szczęście dalsza droga przebiega już bez sytuacji awaryjnych.
Prosta, jedynka, zakręt, prosta, jedynka, zakręt i tak w kółko.

Na górze ze szczęścia chce mi się skakać Uśmiech Dojechałam. Chłopcy mi gratulują i cieszą się wraz ze mną. W nagrodę dostaję naklejkę z przełęczy. Szeroki uśmiech

Wszędzie mnóstwo motocyklistów i kolarzy sporadycznie trafiają się auta. Pogoda piękna wręcz wymarzona do wjazdu.

Jeśli ktoś ma ochotę można podejść lub wjechać kolejką jeszcze wyżej. Nas dopada zmęczenie i zaczynamy marzyć chłodnym pifku i zrzuceniu ciuchów motocyklowych.

Czeka nas jeszcze zjazd. Wcale nie łatwiejszy.

W moim odczuciu wjazd od strony północnej mimo, że stromy i z agrafkami jest łatwiejszy. Wymaga tak na prawdę opanowania manewru bardzo ostrej zawrotki pod górę. Czyli jedynka i jazda. Gdyby droga była pusta bez pojazdów z przeciwnej strony pokonanie jej byłoby dosyć proste. Moja wywrotka to nie wina drogi ale tego, że poczułam się zbyt pewnie i wystraszyłam nadjeżdżającego samochodu.

Druga strona przełęczy wymaga więcej umiejętności, łuki i zakręty są różne, trzeba dostosowywać prędkość i ustawienie motocykla.

Zjazd z góry w tym wypadku ma tą zaletę, że dobrze widać zakręt, można przewidzieć ustawienie ale za to trudniej kontrolować prędkość. Nabyta umiejętność hamowania silnikiem przydaje się teraz bardzo. Staram się nie używać hamulców. w 80% mi się to udaje Uśmiech

Zjeżdżamy na dól, tak samo i moje samopoczucie. Czuje się co raz gorzej. Puszczają emocje i adrenalina. Zaczynam odczuwać fakt bycia kobietą.

Mamy zamiar szybko znaleźć nocleg. znów lecą kilometry. Ceny wciąż wysokie. Decyzja zostaje podjęta w zasadzie bez mojej zgody, że przejeżdżamy Szwajcarię (gdzie ceny wysokie niczym szczyty w alpach) i nocujemy w Austrii. Dla mnie to nie jest dobry pomysł.

W pewnej chwili łapie się na tym, że jadę na autopilocie, "zawieszam się". Mam dość szczególnie, że W jedzie szybko, szybciej niż moje aktualne możliwości. Wciąż go gonie co sprawia, że jadę za ostro i chaotycznie.

Włączam awaryjne i zjeżdżam na mały parking. Potupałam, pokrzyczałam i popłakałam się ze zmęczenia. Wyrzuciłam emocje. Mam świadomość, że trzeba przejechać jeszcze 30km. Ale przynajmniej teraz jedziemy wolniej, spokojniej. Nie wyprzedzamy i nie gonimy. Daje mi to oddech i co najważniejsze bezpieczeństwo.

Zaraz za granicą znajdujemy nocleg. Kąpiel i do łózka. Nie mam ochoty na żadne towarzystwo ani alkohol. Jedyne o czym marze to sen i odpoczynek.

Za nami 530km. Z czego 400 po alpejskich zakrętach.
https://goo.gl/ph...BumP9CQyG7
Życie nie powinno być podróżą do grobu. Człowiek do kresu życia powinien się dotoczyć z kieliszkiem Chardonnay w jednej ręce, tabliczką czekolady w drugiej, narąbany w trzy dupy, krzycząc... " ALE TO BYŁA JAZDA..."
 
Estrella
Dzięki Carry! Jak to czytam to na swojej mapie zaznaczam kolejne kropki - miejsca które chcę odwiedzić na 2oo. Jak tak dalej pójdzie to wygrana w totka będzie potrzebna Z przymrużeniem oka Pokazuje język

Super ta Wasza "wycieczka" Szeroki uśmiech
LWG
"Sukces to suma wielkiego wysiłku powtarzanego z dnia na dzień" Robert Collier

Work hard in silence let success make the noise
 
edzia
Super opis i fotki Uśmiech
 
zaciszanka
Super relacja Uśmiech
.... już mi się zakręciło w głowie od samego oglądania zdjęć z przełęczy ....sama jestem ciekawa czy i jak bym to przejechała - może kiedyś sprawdzę Z przymrużeniem oka
 
Carry
ostatnie dni przed powrotem do domu. Nocleg znaleziony w Austri okazał się całkiem sympatyczny z towarzyskim gospodarzem Uśmiech

Wstałam rano pełna sił i gotowa na dalszą jazdę.

Dzisiaj w planach krótka wycieczka na podobno (wtedy byliśmy tego pewni) najdłuższą wiszącą kładkę dla pieszych.

Długość 403m, zawieszony 110m nad ziemią. Niecałe 100km od naszego noclegu.

Cena za wejście to 8 euro i pół godziny marszu pod górę. Dobrze, że zabraliśmy puste kufry. Można schować ciuchy motocyklowe i przebrać się w lżejsze ciuchy. Standardowo gorąco jest.

Widoki zapierają dech w piersiach, Jest niesamowicie, przestrzennie. Na szczęście nie mam lęku wysokości. Wręcz porównałabym przejście kładką do spaceru chodnikiem.

Tylko chodnikiem nie buja (na trzeźwo Z przymrużeniem oka ). Czuć jak most pracuje Uśmiech

Po drugiej stronie mostu można zobaczyć certyfikat świadczący o wyjątkowości tego miejsca. Choć już po powrocie do Wro dowiedziałam się, że w Soczi powstał jeszcze bardziej NAJ most. No cóż może to kolejny cel będzie Z przymrużeniem oka

Wracamy zw3iedzając jeszcze urokliwe ruiny zamku na szczycie.

Dzisiaj mamy sporo wolnego popołudnia. Zasiadamy w sadzie, który kończy się ostrą skarpą wprost do górskiej rzeki. Szybko przygotowujemy jedzenie i zabieramy się za napoje procentowe.

Dołącza do nas gospodarz. Miły facet. Wysoki z dłońmi niczym bochny chleba. Mieszanką 3 a chwilami 4 języków próbujemy rozmawiać. Facet był drwalem, nadal dorabia sobie a ma już ponad 65 lat.

Alfred. Gadatliwy i zdecydowanie bardziej woli damskie towarzystwo Szeroki uśmiech oj był z niego "pies na baby"

Wyciągamy węgierska palinkę i troszkę naciągamy rzeczywistość. Przedstawiamy smakołyk jako polski produkt. Alfred i tak się nie zorientuje Szeroki uśmiech W ramach rewanżu on częstuje nas swoim produktem, od lat sam pędzi miejscowy bimberek Uśmiech

Uchh mocny ale smaczny.

Z Kasią grzecznie maczamy usta. My mamy prawie 2 butelki wina zakupione kolo Wenecji. Jest czas i miejsce na ich wypicie.

Panowie rozpracowują kolejne buteleczki łącznie z Jack'eim Daniels'em pitym z gwinta. Efekt jest taki, że gospodarz ma dość.

Jak się okazuje wino nam tez nie posłużyło.

Następnego dnia rano budzimy się z Kasia z bolącymi głowami i potrzebujemy więcej czasu na rozruch. Na szczęście chłopcy są wyrozumiali i dają nam dodatkową godzinę w łóżkach.

Ruszamy, przed nami ostatni atrakcja tych wakacji.

Platforma widokowo Five Fingers w Dachstein

Około 400km od nas.

Jadąc myślę sobie, że to już ostatnie winkielki, ostatnie agrafki w Alpach. Czuje żal, że tak szybko, że to już. Piękny asfalt, świetne wyprofilowanie i te widoki. Pokonywanie tych tras to czysta przyjemność. Mimo, że chwilami było ciężko, to każdy zakręt był przyjemnością. Nawet te na Stelvio Szeroki uśmiech Będzie mi brakować tego bujania prawo, lewo.

Dojeżdżamy na miejsce jest godzina 17. Szybkie zakupy na kolacje i jedziemy pod wyciąg. Niestety spóźniliśmy się. Wszystkie bilety na dzisiaj wyprzedane smutek

Cena wysoka 29 euro od osoby.

Trudno, jedziemy szukać noclegu i przyjedziemy jutro rano. Miejmy nadzieje, że pogoda dopisze.

Pierwsza, druga, kolejna wioska a miejsc albo nie ma albo ceny zawrotne. Jesteśmy już prawie 50km od Five Fingers.

Z bólem serca i żalem ale podejmujemy decyzję o rezygnacji z tej platformy smutek

Żegnamy ze smutkiem piękne widoki i jedziemy do Czech. To raptem 100km.

Docieramy do miejscowości Vyssi Brod. Hotelik, pifko i spać. Za nami ponad 530km po górach.

Jutro już definitywnie wracamy smutek

Łącznie zrobiliśmy ponad 3600km z czego ponad 1000 po Alpach. Czuje niedosyt, chce wrócić tam jeszcze raz. Czyste asfalty, dobrze wyprofilowane zakręty i kierowcy świadomi, że za łukiem może pojawić się motocykl, że czasem warto zjechać bliżej pobocza by dać nam przejazd. Owszem zdarzały się sytuacje kryzysowe ale wszystko razem zapamiętam jako jedne z najlepszych wakacji.

Mam nadzieję, że jeszcze ich dużo przed nami Uśmiech

https://goo.gl/ph...eRgP7LHxEA
Życie nie powinno być podróżą do grobu. Człowiek do kresu życia powinien się dotoczyć z kieliszkiem Chardonnay w jednej ręce, tabliczką czekolady w drugiej, narąbany w trzy dupy, krzycząc... " ALE TO BYŁA JAZDA..."
 
Carry
Mieliśmy 3 trudne sytuacje na drodze i jedną, która najbardziej utkwiła mi w głowie.


PIERWSZA

Wąska droga i mega korek. Z naprzeciwka w dużym natężeniu jadą pojazdy. Skaczemy więc po 1 - 2 auta, wykorzystujemy luki i znów do przodu. Powoli ale skutecznie.

W pewnej chwili schowałam się by mieć czas na ocenę sytuacji i przeczekanie wyjątkowo ostrego zakrętu. Ok pusto ruszam. Jeszcze kierunkowskaz, ostatni rzut oka w lusterko i............blisko, bardzo blisko, za blisko słyszę wydechy Kuby. Nie mam gdzie uciekać. Z lewej on, z prawej auto a ja tyłek szeroki niczym hipopotam, kufry się nie mieszczą!!!

Aż mi się gorąco zrobiło. Zmieściłam się na milimetry. Miałam ochotę go zabić. Napędził się i ciężko mu było hamować, po za tym uznał, że ja nie będę akurat wyprzedzać.

Było blisko, na szczęście refleks i ułamki sekund ustrzegły nas przed kraksą.


DRUGA

Jadę za W, spora odległość między nami. Jedzie szybko, dopada auta i przygotowuje do wyprzedzania.

Kierowca (podobno kobieta) włącza jednak lewy migacz, zjeżdża do lewej krawędzi. Czyli prawa strona wolna, zmniejszają prędkość można auto ominąć.

Serce mi zamiera..............auto zamiast w lewo skręca w prawo, przed motocyklem W. Ostre hamowanie na szczęście skuteczne.

udało się, znów oszukane przeznaczenie.

Co z tego, że otrąbiliśmy durną babę.


TRZECIA


Nie widziałam tego. Tym razem nerwami ze stali wykazał się Kuba, motocykl na końcu.

Winkle, tempo całkiem szybkie. Auto przed nim nagle skręca w boczną drogę. Bez migacza i jakiegokolwiek ostrzeżenia. Starczyło czasu tylko by odpuścić hamulce i ominąć nagłą przeszkodę.


Wróciliśmy cali i zdrowi. Bezpiecznie ale ostatnie wydarzenie zrobiło na mnie największe wrażenie. Nieprzewidywalność losu, a także przewrotność.

Mówią, że jazda motocyklem to igranie ze śmiercią.


Ostatni dzień wakacji. Idziemy z W na poranny leniwy spacer w Vyssi Brodzie. Jest cicho, lekko sennie. Trzymamy się za ręce. Auta pojawiają się sporadycznie. Ot maleńka miejscowość.

Wzdłuż głównej, szerokiej ulicy zaparkowane auta, 5- 6 sztuk. Miedzy nimi luka. Kiedy ją mijamy parkuje jakaś rodzinka. 4 osoby.

Pasażerowie wysiadają, rozmawiają na chodniku. Pewnie rodzinne zakupy albo coś w tym stylu.

Kierowca jeszcze stoi przy swoich otwartych drzwiach.

W tym momencie wprost w kierowcę wpada auto. Wmontowuje go dosłownie w samochód. Nie słychać było hamowania. Nic.

Jechała może 40-50km/h. Siłą rozpędu odbiła się i położyła znak drogowy.

Na pustej spokojnej ulicy gdzie stało wiele innych aut w to jedno konkretne musiała wjechać dziewczyna.


Tak motocykle to niebezpieczna zabawa.

Ale co komu pisane..............
Życie nie powinno być podróżą do grobu. Człowiek do kresu życia powinien się dotoczyć z kieliszkiem Chardonnay w jednej ręce, tabliczką czekolady w drugiej, narąbany w trzy dupy, krzycząc... " ALE TO BYŁA JAZDA..."
 
Efjot
Fantastyczne przygody pozostaną w pamięci do końca życiafajne
Troszeczkę mnie skręca jak się czyta takie relacje.
Chciało by się tam być,ale cenzura nie tym razem.
 
Waldex
Fajna ilustrowana relacja, uwzględniająca kobiece samopoczucie...Uśmiech
Trochę dziwi mnie, że "W" na mocniejszym sprzęcie jedzie z przodu
a Ty słabszym gonisz. Straszyli przełęczą niepotrzebnie, co za różnica
kilka agrafek mniej, lub więcej?Uśmiech
 
Przejdź do forum:
Wygenerowano w sekund: 0.28
3,189,562 unikalne wizyty